poniedziałek, 23 grudnia 2013

Mama *70

Wiek Mateuszka: 2 lata, 10 miesięcy i 19 dni

Żałobę każdy przeżywa na swój własny sposób. Całe życie wydawało mi się, że kiedy odejdzie jedno z moich rodziców będę tak rozpaczać, że położę się do łóżka i będę płakała kilka tygodni. Nie pokażę się nikomu i nie będę chciała nikogo widzieć. Może i tak chciałabym zrobić...., ale w gruncie rzeczy jest zupełnie inaczej.

W dniu w którym urodził się Mateusz i w którym zdecydowaliśmy się na drugie dziecko, wszystko się odmieniło. Spadła na mnie wielka odpowiedzialność, którą teraz w szczególności muszę się wykazać. Bo co mam powiedzieć mojemu niespełna 3-leniemu dziecku, które tak naprawdę nie za bardzo rozumie co się stało? "Mateuszku jestem smutna i zrozpaczona więc zostaw mnie w spokoju"??? Nie mogę tego zrobić. Moje dziecko ma prawo do tego by jego życie było nadal beztroskie i szczęśliwe, a ja mam obowiązek taki stan rzeczy mu zapewnić. A druga dzidzia, ta w brzuszku - ona tez ma prawo do spokoju, bo przecież każda negatywna emocja jej się udziela. Tak więc, mimo, że to jest najtrudniejsze zadanie, z jakim przyszło mi się zmagać w życiu, zapewniam im normalność w tych okropnych dla mnie chwilach. Uśmiecham się na szalone wybryki Matiego, oddycham głęboko odganiając od siebie histeryczny płacz, aby zapewnić spokój nienarodzonemu dziecku. Robię to wszystko, bo tak każe mi rozum. Serce mi pęka, łzy ciekną kiedy tylko najdzie mnie chwila nostalgii, ale to dla nich się trzymam. Wydaje mi się, że bardzo dzielnie...

Święta Bożego Narodzenia zawsze były dla mnie szczególnym czasem. Czasem, kiedy można zatrzymać się na chwilę w tym pędzie i spędzić cudowne chwile w gronie najbliższych. W tym roku nie mam czego świętować. W pierwszej chwili po śmierci mamy zdecydowałam, że w tym roku nie będzie świąt i koniec kropka. Ale to znów było podejście bardzo egoistyczne. Mateuszek ma prawo do choinki, do Mikołaja, do świątecznego nastroju. Mama kochała go chyba najbardziej z nas wszystkich i nie pozwoliłaby mi abym odebrała mu święta... I w gruncie rzeczy przygotowania świąteczne są dla mnie sposobem na radzenie sobie z żałobą. Więc właśnie kroję warzywa na sałatkę. Za chwilę upiekę ciasto, zapakuję prezenty. Ubrałam choinkę, wpadłam w wir zakupów, tak by dom wyglądał świątecznie, tak aby wszyscy jak co roku dostali swoje wymarzone prezenty, tak by odgonić od siebie czarne myśli. 

Jutro, jak co roku, usiądziemy do wigilijnego stołu. Zostawimy puste miejsce. Będzie nam strasznie ciężko. Będzie to może trochę udawana wigilia, pewnie smutna i daleka od normalności. Ale wszyscy, którzy usiądą do naszego stołu wiedzą, że mama życzyłaby sobie, abyśmy tak właśnie ją spędzili. Będzie z nas dumna, że udało nam się zrobić pierogi, kluski z makiem i makowca. Że kontynuujemy jej dzieło. Że jest tak jak nas nauczyła, bo my mamy obowiązek przekazywać naszą rodzinną tradycję dalej naszym dzieciom.

Życzę Wam Wesołych, a nam tylko Spokojnych Świąt, bo Wesołe na pewno nie będą...

Mama


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz